W zasadzie wiem, choć znalazłam im trochę nietypowe zastosowanie. A było tak: ulubiona maskotka Saruni, pluszowy piesek o imieniu Chicago, potrzebował pilnie czapeczki, marzły mu uszka itd. Jak tu jednak zrobić czapeczkę, skoro pod ręka nie mam żadnego narzędzia, ani szydełka ani drutów, wszak nie byłam u siebie w domu, a odmowa nie wchodzi w grę. Dzieko wyszukało w swoich skarbach mały kłębuszek wełny a ja myślałam intensywnie, jak go przerobić na czapeczkę. Przypomniałam sobie historię powstania dzianin oraz od czego się ona, ta historia dziergania zaczęła w zamierzchłej przeszłości. Od przeplatania nitek pomiędzy palcami. I kiedy już zaczęłam te nitki przeplatać,wzrok mój padł na leżące na stoliku kredki. Eureka! poczulam się niczym Archimedes. A teraz koniec gadulstwa i będzie tylko foto.
1. Kredki w nowej roli (czy ktoś już wpadł na ten pomysł czy, nieskromnie myśląc, jestem pierwsza?)
2. Gotowa czapeczka.
3. Piesek Chicago w swojej nowej czapeczce, jak widać zadowolony, bo w uszy ciepło ma.
Poza tym robię tak zwane duże formy. Jak będą gotowe, to chętnie pokaże. Tymczasem pa, dobrego tygodnia.