pożegnałam szydełkową powłoczką na podusię. Wymęczoną niezmiernie, dzierganą z doskoku, bo piaskownikowej pogody ostatnio mało byłoa tylko tam szydełkuję.
Z tęsknoty za błękitnym niebem zaczęłam szyć mój pierwszy patchwork. Błękitny. Na razie odbieram lekcje pokory już na początkowym etapie i wpadam w panikę, czy dam radę czy też porwałam się z motyką na księżyc. Mam chęci (ach, te Wasze patchworkowe blogi! Takie kuszące!) a wiedzę, szczerze mówiąc mizerną. Jedna książka „Patchwork dla ambitnych” i tyle. A w niej, raczej wskazówki dla bardziej biegłych w sztuce szycia niż dla żółtodziobów, takich jak ja. Mam mnóstwo pytań technicznych na które nie znajduję odpowiedzi i podpowiedzi. Zapewne tak banalnie prostych, że szkoda o nich pisać w książce.
Początki wyglądają tak:
Duuuuuuuuuużo muszę się jeszcze nauczyć!
Dobrego, słonecznego tygodnia Wam życzę.
Zyzce powodzenia z patchworkami! Niech igla lekka bedzie - poczatki wg mnie super! Podusia tez slodka.
OdpowiedzUsuńAch, blekitne niebo niby mam, ale duzo go nie ogladam.
Może i wymęczona ta poduszka ale za to jaka przepiękna:))))))))
OdpowiedzUsuńMiło mi że jeszcze raz powróciłam aby poprosić na mój blog w sprawie wygranej:)))))))Gratuluje.
OdpowiedzUsuńBoska. Już czuję jej dotyk przy moim policzku:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Spełniasz moje marzenie :)
OdpowiedzUsuńTeż zawsze chciałam poznać tą technikę jednak moja maszyna od lat jest nieczynna...
Już wygląda wspaniale :)